Mimo wszystkich ochów i achów nad postacią Eleonory, ja jednak czuję lekkie rozczarowanie, w książce wydawała się niemal ascetyczna w imię miłości do rodziny, dusiła i ukrywała wszystkie emocje byleby jej nie martwić, w filmie nie do końca tak było, dało się zauważyć, że coś jest nie tak.
Moim zdaniem, w miniserialu z 2008 aktorki zostały dobrane dużo lepiej. Szczególnie Marianna, bo jest śliczna, delikatna, podczas gdy Winslet wygląda w tym filmie po prostu brzydko.
Dla mnie gorzej wygląda Emma. Zgadzam się, że kompletnie nie pasowała do roli, tzn wizualnie. Zbyt stara i już.
Ogólnie przesunięto wiek kobiet z książki, a nie zrobiono tego w przypadku mężczyzn, przez co nieco mi ginie wydźwięk społeczny. W powieściach Austen bardzo wyraźnie widać podwójne standardy tamtej epoki - jak choćby fakt, iż inaczej postrzegano wiek w zależności od tego, jakiej człowiek był płci. W książce różnica wiekowa między Marianne a Brandonem była większa. Ponadto młody wiek średniej panny Dashwood nieco tłumaczył jej zachowania - w końcu miała zaledwie 17 lat, a życie znała głównie z książek.
Thompson wygląda, jakby była starsza od Ferrarsa, w powieści tak nie było.
Także większość matek w książkach Austen wyobrażam sobie młodszymi, czytając, bo przecież skoro one tak wcześnie wychodziły za mąż, to nie mogły być stare, kiedy ich córki miały dwadzieścia lat, nawet jeśli wówczas je za takie uważano.
Gwoli ścisłości: pułkownik Brandon na początku powieści ma 35 lat, Marianne - 16, czyli między nimi jest 19 lat różnicy. W filmie Kate Winslet ma lat 20, a Alan Rickman - 49. Jak łatwo wyliczyć, to w filmie różnica wieku między nimi jest większa, o całe 10 lat...