Mam wrażenie, że reżyser wiedział jak ma film przedstawić, tylko nie wiedział co chce przekazać. Niezły noirowy klimat, nowatorskie ujęcie i porządne rolę kompletnie niczemu nie służą. Wstawki z teraźniejszości kompletnie bez związku z główną fabułą - A. Buzek udająca staruszkę w sposób bardzo karykaturalny (tak miało być?), homoseksualny związek syna bohaterki (po co, taka jest teraz moda w filmach?), ale przede wszystkim kompletnie irracjonalny wątek główny, film kompletnie ku niczemu nie zmierza i kończy się zupełnie nijako. Mam wrażenie, że gdyby film ucięto w dowolnym fragmencie film nic by nie zyskał ani nie stracił. Jego plusy wychodzą po 10-15 pierwszych minutach, potem im dalej, tym film bardziej pikował w dół.
Co ty człowieku robiłeś podczas oglądania tego filmu? Spałeś? Czytałeś gazetę? Trzeba było się skoncentrować. Film jest bardzo starannie skomponowaną całością. Buzkówna co prawda jest paskudna, ale tutaj było to jak najbardziej na miejscu. Mam pewną radę: przy powtórnym oglądaniu wyobraź sobie, że jesteś kobietą, może prędzej załapiesz. I koniec też jest ważny. Nie bez przyczyny reżyser wybrał właśnie tę piosenkę pod napisy, bo to zmienia wymowę całego filmu, i o to mu chodziło.
Myślałam i myślałam o tym filmie, i postanowiłam dodać jeszcze jedną gwiazdkę, bo jest bardzo dobry.
Ja również jestem zawiedziony tym filmem, i zgadzam się z opinią Skrabel1 w 100%. Film jest po prostu nijaki.
Taka stała choroba polskich twórców. Albo skupiają się na formie zapominając o scenariuszu, albo skupiają na scenariuszu zapominając o formie. W rezultacie nasze "kino gatunkowe" kuleje, bo pomysł często jakiś interesujący jest, ale do perfekcji doprowadza się jedynie wybrane elementy zamiast cały film.
Film na początku, tak jak wspomniałeś był obiecujący. Zapowiadała się prawdziwa czarna komedia, czyli coś praktycznie absurdalnego jeżeli chodzi o nasze kinie. Film ogólnie trzymał się do momentu kiedy pojawia się Dorociński. Myślę że kompletnie w tym momencie film siada. Nie wiadomo co autor miał na myśli ale oglądało się ciężko, naprawdę ciężko. Tak jak wspomniał krevek powyżej prawdopodobnie chodziło reżyserowi aby zachować ciągłość wizualną filmu. Jednak bez porządnego scenariusza oraz koncepcji rozwoju postaci film nie dał się uratować. Tragedii nie ma ale kolejny film z potencjałem został zmarnowany i można dorzucić go do kolejnego kotła obiecujących ale zepsutych produkcji ostatniej dekady...
mialam dokladnie te same odczucia, bylo kilka fajnych motywów (moneta, księgowy absztyfikant, trzypokoleniowa rodzina kobiet,ktore sie wspieraja i w ciazkich sytuacjach potrafia sobie poradzic zaskakujaco dobrze, PKiN). Plus fajny klimat wczesnego PRL-u (uwielbiam zdjecia starej Warszawy) i dobre kreacje aktorskie. Ale o czym jest ten film??? Kiedy na ekranie pojawiły sie napisy koncowe, padło pytanie - tylko tyle?
No właśnie. Film nierówny, chwilami bardzo dobry, a czasem dużo słabszy. Myślałam, że tylko ja odniosłam takie wrażenie.
Mogę się pod tym podpisać. Film niezły wizualnie, ale treściowo kompletnie do niczego. Byłam np. pewna, że Dorociński jest żołnierzem podziemia antykomunistycznego, który ma zabić radzieckiego generała i w tym celu uwodzi Buzek. To by miało jeszcze jakiś sens. Wątki homo i sekwencje współczesne kompletnie od czapy. Przez chwilę też miałam wrażenie, że film pójdzie w kierunku "podwójnego, alternatywnego życia" albo podwójnej narracji: w jednej wersji (awers) mamy do czynienia z wyklętym malarzem-turpistą, gejami itd., a w drugiej (rewers) ze złowrogimi stalinistami. Innymi słowy potencjalna wielkość tej historii grzęźnie w chaosie i niezdecydowaniu.