Zastanawiałem się jak ta szczególnie trudna narracyjnie i tematycznie niejednoznaczna książka Woolf wypadnie na ekranie. I muszę przyznać, że pomimo mało filmowego charakteru, oczywistych skrótów, pewnych nieścisłości oraz dosyć zmienionego i mocno uwspółcześnionego zakończenia Sally Potter fachowo wywiązała się ze swojego zadania.
Bez dwóch zdań główną ozdobą filmu jest oszczędna gra aktorska Tildy Swinton, której androgyniczny wygląd zdaje się być idealnie stworzony do odegrania roli Orlando. Zupełnie nie wyobrażam sobie w tej roli żadnej innej aktorki ani aktora.
Może Feldman, ona też całkiem zręcznie wpisała się w nurt androgeniczny - patrz Nikifor ;)