Julie Delpy szaleje na całego. Właściwie to jest tak, jakbym oglądał dwa filmy w jednym. Ten pierwszy to znakomicie odegrana anatomia rozpadu związku ukazana z perspektywy ludzi, którzy jednocześnie oddali swoje serce komuś innemu. Nie wiem, kto tu jest najlepszy, ale Armitage naprawdę niesamowity w tym, że może być przerażający i czuły w jednym ujęciu. Potem wszystko zmierza w kierunku mrocznego science fiction o nieukojonym żalu matki. I ten drugi film wydaje mi się po prostu niebezpieczny. Całość znakomicie elektryzuje, taki bardziej teatr – momentami przeszarżowany, ale w każdej minucie dobry. To jeden z tych zaskakujących filmów, który mocno zapada w pamięć. Ale mimo wszystko i aktorskie, i reżyserskie szaleństwo…