Smutny film nakręcił Kar-Wai. Choć to akurat dziwić nie powinno. Po raz kolejny jego bohaterowie wędrują po świecie w poszukiwaniu tożsamości i szczęścia. Niestety i jedno i drugie zostaje im odmówione. W tym świecie bowiem rządzi tania miłość i namiastka szczęścia. Ludzie odurzają się uwagą, wzajemną bliskością, jak pijawki przysysają się do siebie w potrzebie czułości. Udają pragnienia, aż zaczynają w nie wierzyć. Prędzej czy później te ich mrzonki rozpryskują się w drobny mak deszczu perlistych łez. Brak miłość, więzi wystawione na sprzedaż i przede wszystkim poczucie posiadania drugiej osoby to tematy przewodnie. Błędne koło, z którego wiedzie tylko jedna droga wyjścia. Niczym ptak bez nóg skazany na latanie bez końca, tak i bohaterowie "Days of Being Wild" muszą bez końca powtarzać swe zachowania aż do śmierci.
Ten film z 1991 roku nie jest może tak dobry jak mój ulubiony, "Spragnieni miłości". Jest to jednak mimo wszystko poetycka impresja, prosta acz potężna w swej wymowie. Piękne zdjęcia często nasuwają na myśl obrazy malarskie, z takim wyczuciem są wykadrowane. I choć nie ma w sobie tak wielkiej magii jak "Spragnieni", to mimo wszystko jest to film naprawdę warty obejrzenia.