To jeden z tych filmów, który chce dać widowni tonę fan service a z drugiej nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Scenariusz przypomina inną robotę przy której pracował Chris Matheson czyli "Goofy i Inni"
Znów opowieść o oddaleniu rodziny. Nic odkrywczego. W dodatku zamiast być twardym rebootem próbuje zadowolić każdą grupę wiekową nie docierając ostatecznie do nikogo. Fani poza fan servicem nie znajdą tu niczego wartego uwagi. Nowi widzowie z kolei nie dostają filmu, który sprawi, że będą chcieli poznać dwa poprzednie. Akcja niby gna naprzód ale paradoksalnie strasznie się wlecze. Trudno uwierzyć, że dwóch kolesi gdy się ożenili i założyli rodzinę a przy tym wychowali dzieci nadal zachowują się jak upaleni stonerzy. Nie ma drogi rozwoju starych bohaterów, jest małpowanie starych ruchów i tekstów w imię fan serviceu. Córki głównych bohaterów są nimi w wydaniu młodszym a ich sidequest to przepisane perypetie Billa i Teda z części pierwszej. Nuda, nuda, nuda. Do starej roli nie udało się wskoczyć Keanu. On już był za stary na takie wygłupy. Jest w innym miejscu w karierze i ta rola do niego nie pasuje wiekowo.